KonkursowePost scriptum
Czy jurorzy są nieomylni?
Zdawałoby się, że jurorzy nigdy nie popełniają pomyłek. Na poprzednich Konkursach było jednak tyle dziwnych decyzji jury, że zachwiało to moją wiarę w nieomylność konkursowego areopagu. Proszę spojrzeć na tabelę punktacji ostatniego etapu XVII Konkursu Chopinowskiego. (Po raz pierwszy organizatorzy udostępnili punktację wszystkich etapów w Internecie: http://chopincompetition2015.com)
Co można powiedzieć o punktacji jurora Phillipa Entremonta, który występ zwycięzcy Konkursu - Seong-Jin Cho ocenił jako nieudaną (1 pkt), podczas, gdy u pozostałych wzbudził zachwyt uzyskując dwie "10" i dwanaście "9" (!!!) Pomylił się, "przysnął" ze znużenia (ma 81 lat), bo chyba nie był złośliwy i niesprawiedliwy?
Podobnie jest z ocenami powszechnie lubianej faworytki wielu słuchaczy, krytyków, a nawet jurorów - Kate Liu, która uzyskała trzy "10", cztery "9", trzy "8", ale również skrajnie niskie oceny: jedną "3" (Akiko Ebi) i "4" (Martha Argerich). Niech gwiazdy pianistyki zjedzą SNICKERSA i przestaną gwiazdorzyć! Proszę przyjrzeć się ocenom tych obu jurorek gry Aljošy Jurinića i Dmitra Shishkina (!)
Punktacja IV etapu XVII Konkursu Chopinowskiego:
Inicjały jurorów:
DA Dmitri Alexeev, MA Marta Argerich, TD Thai Son Dang, AE Akiko Ebi,
PE Philippe Entremont, NG Nelson Goerner, AH Adam Harasiewicz,
AJ Andrzej Jasiński, GO Garrick Ohlsson, JO Janusz Olejniczak,
PP Piotr Paleczny, EP Ewa Pobłocka, KP Katarzyna Popowa-Zydroń,
JR John Rink, WŚ Wojciech Świtała, DY Dina Yoffe, Y Yundi.
s - nie oceniany
Przyjrzyjmy się średnim ocenom trzech pierwszych miejsc; suma punktów podzielona przez liczbę punktujących:
Seong-Jin Cho 8,411 8,875
Charles Richard-Hamelin 8,117 8,117
Kate Liu 7,5 8,071
I tak rozdzielono trzy pierwsze nagrody. Gdyby jednak przyjąć zasadę odrzucenia rażąco niskich ocen odrzucając punktację Ph. Entremonta w wypadku Seong-Jin Cho oraz punktacje Akiko Ebi i Marthy Argerich w wypadku Kate Liu, otrzymalibyśmy wynik (druga kolumna) uprawniający do przyznania ex aequo dwóch drugich nagród (różnica tylko 0,046 pkt).
15 lat temu na łamach "Ruchu Muzycznego" starałem się wyjaśnić problem podobnych jak obecnie nieporozumień. Tekst tego artykułu jest dostępny na mojej stronie internetowej: www.muzykalia.edu.pl w zakładce Ruch Muzyczny.
Niżej cytuję istotniejsze tezy:
(…) Skąd więc tak ogromne rozbieżności w ocenach, nie pierwszy zresztą raz; dlaczego mówi się o kolejnym skandalu wynikającym z wyeliminowania bardzo interesujących pianistów? Czy Konkursy Chopinowskie muszą być konkursami skandali? (Krążyło powiedzenie, że w Konkursach Chopinowskich liczy się albo pierwsza nagroda, albo skandal). Marek Dyżewski w ostatnim wieczornym komentarzu powiedział, że „im bardziej ci wielcy odrzuceni są sławni w świecie, tym większą niesławą, w jakimś sensie, okrywa się Konkurs Chopinowski w Warszawie (...). Jeżeli Konkurs Chopinowski będzie odstraszał wielkie osobowości (będą obawiały się odrzucenia w II lub III etapie), to może się zdarzyć, że powtórzy się klęska konkursów szarych, jałowych, tak jak przed pięciu i dziesięciu laty, kiedy nie było komu dać pierwszej nagrody. I to będzie początek upadku Konkursu Chopinowskiego.” (…)
Podobne skandale kronikarze odnotowali co najmniej w sześciu poprzednich Konkursach; dotyczyły one tak obiecujących lub wybitnych artystów, jak Chieko Hara (1937), Paul Badura-Skoda (1949), Bernard Ringeissen (1955), Jeffrey Swann (1970), Ivo Pogorelić (1980) czy Nelson Goerner (1995). Listę tę można by jeszcze znacznie rozszerzyć. Takie skandale szkodzące samemu Konkursowi nie są jedynym zjawiskiem negatywnym. Czy jurorzy pomyśleli o tych młodych, wrażliwych, a odrzuconych artystach, o ich delikatnej psychice? Ivo Pogorelić tak wspomina swój udział w X Konkursie Chopinowskim: „Ja po tym Konkursie bardzo długo musiałem odzyskiwać wiarę w siebie, w to co było najcenniejsze w moim życiu: w moje granie, w muzykę”
(…) Muzyka Chopina z jednej strony jest szczególnie podatna na innowacje interpretacyjne, z drugiej zaś na hipersubiektywne oceny; przecież sam Chopin dawał nieraz tego dowody dopuszczając jako równoprawne rozmaite warianty tekstu. Powszechnie wiadomo, że sam Chopinnigdy nie wykonywał tego samego utworu w ten sam sposób, zatem niejako akceptował różne podejście do interpretacji swych utworów. Czy zatem wśród jurorów nie powinno znaleźć się więcej muzyków odbierających interpretacje w sposób otwarty na odmienną estetykę niż ich własna?
(…) Każdy artysta kreśli (…) cienkim piórkiem swego wykonania indywidualny obraz dzieła muzycznego wybierając jedną niepowtarzalną, jemu właściwą interpretację. Im ten obraz jest bardziej „ostry”, tym bardziej jest charakterystyczny, rozpoznawalny przez swój stylistyczny idiom. Cechą wielkich artystów są właśnie takie ostre, charakterystyczne obrazy interpretacyjne, które możemy poznać już po kilku frazach. Tak właśnie gra np. Martha Argerich niezależnie od tego, czy jest to Chopin, Czajkowski czy Ravel. Jej „kreska” jest łatwo rozpoznawalna. Tacy artyści, kiedy znajdą się w roli jurorów, przypuszczalnie porównują słuchane interpretacje z własną „kreską” i jeżeli dostrzegają zbyt daleko idące rozbieżności, podświadomie uznają to za coś obcego, negatywnego. Jest to zrozumiałe, bo gdyby było inaczej, gdyby mogli nosić w sobie wiele odmiennych, obcych interpretacji, znaczyłoby to, że nie są indywidualnościami, niepowtarzalnymi artystami. Innymi słowy dla artysty najważniejsza jest jego osobista „kreska”, do której dochodzi właśnie poprzez wnikliwe studia nad tekstem utworu i przepuszczanie odczytanej wizji kompozytora przez filtr własnej wrażliwości, wyobraźni, osobowości.
(…) Można by postawić taką hipotezę: im bardziej zdecydowanym idiomem stylistycznym legitymuje się dany artysta, zarówno kompozytor, jak artysta odtwórca, tym trudniej mu od niego odstąpić, by obiektywnie ocenić ów „produkt pracy artystycznej” innego artysty. (…)
Z doświadczenia wiem, że wcale niemała grupa pedagogów „kształci”, a raczej tresuje swych uczniów na podobieństwo swoje; mówiąc inaczej kopiuje siebie w swych uczniach. Takim pedagogom wstęp do jury powinien być zabroniony raz na zawsze. Marek Dyżewski w wykładach z teorii ćwiczenia wręcz konkluduje: „Dobry nauczyciel tworzy uczniów innych niż on sam”.
(…) Warto w tym miejscu odwołać się do doświadczeń Witolda Lutosławskiego, który tak wspominał lata studiów u Witolda Maliszewskiego: „Gdy usłyszał część moich Wariacji symfonicznych, oświadczył, że nie rozumie tej muzyki. Gdy zrobiłem ich analizę harmoniczną, powiedział: «Teraz pańską muzykę rozumiem, ale nie przestaje ona dla mnie być brzydka»”.
(…) Niektórzy wielcy artyści, znając ten mechanizm, unikają wydawania jakichkolwiek sądów na temat innych artystów uprawiających tę samą dziedzinę. Witold Lutosławski był wielokrotnie indagowany na temat twórczości innych kompozytorów i zawsze unikał odpowiedzi. Tłumaczył to zawsze podobnie: „Unikam oceny (w dosłownym znaczeniu tego słowa) produktów pracy artystycznej mych kolegów po fachu. Moje sądy są zbyt subiektywne i nie nadają się do opublikowania”. Krzysztof Penderecki zażartował kiedyś mówiąc: ,,Dla mnie muzyka każdego innego kompozytora jest niedobra”. W tym żarcie tli się iskierka ogólniejszej prawdy. Również u podłoża cytowanej wypowiedzi Zimermana leży poczucie nie tylko wielkiej odpowiedzialności, ale i świadomość deformacji prawdy we własnym zwierciadle upodobań estetycznych.
(…) Przywołany przykład relacji między-pokoleniowych (mistrz Maliszewski, uczeń Lutosławski) nasuwa jeszcze jedną delikatną sprawę: szansy zrozumienia „nowego” w interpretacjach kandydatów przez „starych” mistrzów. Nie chodzi mi tylko o to, że od pewnego wieku człowiek inaczej słyszy fizjologicznie, ale o spetryfikowanie poglądów i upodobań (w tym estetycznych), brak elastyczności i otwartości charakterystycznej dla ludzi młodych - jednym słowem brak komunikacji międzypokoleniowej. Starszym jurorom zapewne trudno było po prostu zrozumieć wartości sztuki takich artystów, jak Ning An, Mihaela Ursuleasa, Yurie Miura i inni z „salonu odrzuconych”. Dlatego wyjątkowy powinien być skład jury Konkursów Chopinowskich (…)"
(…) Rozwiązaniem optymalnym byłby obowiązek posiadania przez wszystkich jurorów międzynarodowych konkursów licencji, wydawanych np. przez Federację Międzynarodowych Konkursów Muzycznych w Genewie, co poprzedzałyby odpowiednie testy psychologiczne. Skoro muszą je mieć sędziowie międzynarodowych imprez sportowych, dlaczego nie miałoby to obowiązywać sędziów konkursów muzycznych? (…)
Stanisław Olędzki